Berlin – 29.09.2013

„… każdy bieg jest inny, każdy ma swoją historię….”

Berlin – maraton życiówek.

Każdy biegacz prędzej czy później dojrzewa do przebiegnięcia maratonu. Pierwszym jest zazwyczaj jakiś maraton regionalny; w naszym przypadku – maraton poznański.

Ale kolejnym powinien być maraton w którym poprzeczkę swoich ciężkich, długich przygotowań, siły walki – a przede wszystkim charakteru, podnosi się do poziomu, o którym kiedyś mogliśmy tylko pomarzyć.

Tak było i tym razem. Uwarunkowania terenu, strefa klimatyczna, niemiecka organizacja oraz niewielka odległość od granicy z Polską, to czynniki nie bez znaczenia. Gdy dodamy do tego 40.000 podobnych sobie fanatyków biegania z całego świata, to sukces gwarantowany.

Tu trudno było spotkać roześmiane twarze. Napięcie i skupienie unosiło się w powietrzu. Do tego głośna i bardzo rytmiczna muzyka, która podnosiła adrenalinę biegaczy, aż z nas kipiało. Wszyscy byliśmy podzieleni na sektory czasowe. Z każdego z nich byli puszczani biegacze na trasę w odstępach 3-5 minutowych. Nasz sektor wystartował z 20 minutowym opóźnieniem. Chcąc ominąć przepychanie się na pierwszych kilometrach, wraz z kolegą Andrzejem /biegaczem z Poznania/ przedzieraliśmy się na początek sektora, gdy nagle między nas wbiły się dwie biegaczki z Japonii; dokładnie z Tokio. Historia lubi się powtarzać. Poruszaliśmy się wężykiem do przodu. Andrzej, postawny mężczyzna przebijał się, a my „maludy” za nim. Po kilkunastu metrach było nas już więcej. Z każdy krokiem rosnęliśmy w siłę. Prawie wszyscy mieli założone żółte worki foliowe zapobiegające wychłodzeniu organizmu.  Wyglądało to zjawiskowo, niczym taniec chińskiego smoka. Gdy zabawa się rozkręcała, doszliśmy do początku sektora. Zrobiło się dziwnie; przyszła kolejka na nasz sektor. Start i z powrotem skupienie i walka z czasem i ze swoimi słabościami. Co 5 km punkty żywieniowe, kontrola czasu i biegniemy dalej. Bardzo duża ilość uczestników zapełniała skutecznie ulice. Nie było na trasie miejsc gdzie zawodników byłoby mniej. Trochę to utrudniało bieg, zwłaszcza przy różnego rodzaju przewężeniach. Ale to jest cena udziału w tak dużych masowych imprezach.

Trasa poprowadzona przez centrum Berlina, wzdłuż największych turystycznych atrakcji i to wszystko przy bardzo dużej ilości zespołów muzycznych. Miłym zaskoczeniem była duża ilość kibiców z Polski. Po Niemcach i Duńczykach byliśmy najliczniejszą grupą kibiców. Swoje dołożyła spora ekipa z Klubu Biegacza Kosynier Września. Ich żywiołowe okrzyki nie tylko dopingowały nas, ale i pozostałych rodaków. Ostatnie metry maratonu przebiegały pod Bramą Brandenburską i META !!!! .

I co najważniejsze w tym dniu: Wszyscy klubowicze KB Kosynier i niezrzeszeni ich przyjaciele, którzy stali na starcie, dobiegli do mety mniej lub bardziej zmęczeni, niektórzy ze łzami w oczach, ale jakże szczęśliwi, że kolejny bieg maratoński na morderczym dystansie ponad 42 km -  ukończony !!!

Oczywiście można by się doszukiwać słabych stron w organizacji imprezy, ale nic nie jest w stanie przyćmić świetności BMW 40. BERLIN MARATON-u.

  • Błażej Pawlak 2:57:01
  • Dawid Kulterman 3:06:44
  • Jarek Cyrulewski 3:25:10
  • Robert Klimczak 3:40:09
  • Robert Wardak 4:15:34
  • Grzegorz Ratajczyk 4:19:29

Komentował Grzegorz R.

Po biegu Kazimierzowskim w Pyzdrach ktoś z Kosynierów rzucił hasło: „Jedziemy do Berlina dopingowąć naszych biegaczy!” Nikogo nie trzeba było namawiać. W sobotę o 2 godz. w nocy wyruszyły dwa samochody – Janusza i Artura – razem 13 osób. Około 8 godz. byliśmy już 700 m od startu zaopatrzeni w trąbki flagi i baner klubowy. Bez problemu mogliśmy się poruszać w bliskiej odległości od zawodników, a w czasie finiszu staliśmy ponad 5 godz. na głównej trybunie. Nasze trąbki, gwizdki i inne akcesoria robiły dużo hałasu, na co zwróciła uwagę ekipa telewizyjna, a nawet manager legendarnych Kenijczyków.

relacjonował Henryk Czerniak

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Relacja, Zawody. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź na „Berlin – 29.09.2013

  1. xxx pisze:

    Punkty żywieniowe nie były co 5km. Pierwszy był na 5km z wodą, później na 9km z wodą i na 11,5km punkt z napojami i żywieniem. I tak na przemian juz do końca biegu co ok 2-2,5km punkty z płynami i/lub płynami i żywieniem. A pod koniec po 30km dodatkowo jeszcze żele. Pod tym kątem i nie tylko świetne przygotowani do zawodów. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

*

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>